Dzień 5
Z hotelu w Ólgi jedziemy szutrami do Chovd (po polsku Kobdo, mong. Ховд). Po drodze nic ciekawego. W oddali, po prawej widać wysokie szczyty Ałtaju. Co ciekawe nie jest to Kazachstan tylko Chiny, które takim “jęzorem sięgają aż do Rosji. Przez to Mongolia nie graniczy z Kazachstanem.
Przy planowanym obozowisku jest bardzo dużo komarów przez co musimy szukać miejsca daleko na pustyni. Dość długo czekaliśmy na resztę grupy - niestety wydarzyła się pierwsza poważna gleba zakończona wstrząsem mózgu i pobytem w szpitalu. Śpimy w dziczy. Jest dość zimno i wokół krążą burze. Ciekawostka: na stacji benzynowej nie można zatankować ponieważ nie ma prądu. Prąd pojawia się dopiero następnego dnia.
Prawie każdy z kolejnych dni spędzamy na wysokości od 1500m do 2500m. Położenie Mongolii na takim płaskowyżu oraz to, że wokół niej są bardzo duże obszary lądowe sprawia, że klimat jest wybitnie kontynentalny z dużymi amplitudami temperatur dobowych.
Dzień 6
Tego dnia już typowa dojazdówka. Jest dość zimno i wokół krążą burze.
Wszystko sprzyja robieniu świetnych zdjęć.
Wcześniej chyba padało bo jedziemy momentami w dużym błocie i kałużach. Droga przypomina dojazd przez plac budowy.
Bardzo duży ruch. 50⁄50 asfalt. Jemy w mieście Ałtaj i śpimy na dziko.
Dzień 7
Zjeżdżamy z “głównej” drogi (tzw. “North Route”) i jedziemy na północ - 250km przepięknymi przełęczami.
Po drodze mamy pierwsze kilka przejazdów przez rzeki, jedna nawet dość nieźle “wylana”.
Na jednym z przejazdów spotykamy dwie młoda Mongołki, z których jedna mówiła ze świetnym akcentem niemieckim. Okazało się, że dłuższy czas mieszkała w Niemczech. Teraz żyje w gerze, nad jakąś bezimienną rzeką.
Myjemy się później w napotkanym strumyku - ziiiimno.
Śpimy za Uliastaj (mong. Улиастай). Wcześniej zwiedzamy w nim świątynię buddyjską.
Spaliśmy wśród takich górek.
Dzień 8
Rano było bardzo ładnie i przyszły do nas konie.
Droga była dość zróżnicowana. Miejscami piaszczysta.
A miejscami pastwiska.
Wszędzie widać charakterystyczne połączenie tradycji (gery) i cywylizacji (baterie słoneczne, motocykle, samochody…)
Po drodze całkiem ładnie.
Jeśli ktoś zastanawiał się co się je to w sumie byliśmy zdziwieni ilością opcji. Ja zakładałem, że nie będzie praktycznie nic sensownego. Kiedyś już byłem w Mongolii i poza dużymi miastami dało się kupić tylko rosyjskie konserwy i polskie warzywa Urbanka. Teraz okazało się, że we wsiach są bary, których można kupić: - zupę: tzn. rosół na mięsie, z grubo krojonym makaronem. Jeśli miało się szczęście to w rosole była cebula - ryż z mięsem - pierogi z mięsem czyli buudz - mielony w panierce czyli chuszur
Zupa wyglądała tak:
W miastach były dość dobre restauracje i to niekoniecznie mongolskie. Raz trafiliśmy na Koreańską.
Jedzenie było naprawdę koreański jak stwierdział Darek, który w Korei spędził wiele miesięcy. Nierzadko trafiały się warzywa, których nie było na wsi.
Nocujemy nad jeziorem, koło wsi Tsagaan-Ul. Piękny wieczór.
Wzbudziliśmy zainteresowanie mieszkańców.
Dzień 9
Rano zaczęło bardzo padać. W moim namiocie-budzie nie miałem za bardzo co robić więc rozpiąłem sobie tarpa na motocyklu. Właściwie to można powiedzieć, że go położyłem na boku motocykla bo tak wiało, że się tarp sam trzymał.
Pod tarpem zrobiłem sobie normalne śniadanie - liofilizat i kawa. Później opierając się na motocyklu czytałem sobie Kindla. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie to że wokół nawalał deszcze i z kałuż zaczęły robić się strumyki.
Ogólnie polecam tarpa, gdy ma się mały namiot. Na motocyklu jeszcze jeszcze lepiej bo można go na nim rozpiąć.
Na szczęście po 2h przestało padać i wyjechaliśmy. Droga była dość trudna bo bardzo mokra. Dużo błota i rozlewisk. Co ciekawe lokalesi przesunęli sobie oryginalną drogą o 10km w bok względem tego co było wcześniej, i było na mapie. Chyba było tam jakieś rozlewisko.
Dalej jechaliśmy przez bardzo ładną przełęcz.
Można było zjeść. Normalnie jak McDrive ;)
Typowa mongolska droga.
Jakby tu nie wcelować w deszcz…
Po wizycie w mieście Mörön (mong. Мөрөн), a konkretnie w świetnej knajpie (zaraz przy głównej drodze) w której można się najeść za 10-15k T pojechaliśmy dalej - asfaltem przez wieś Mankhan, nad jezioro Chubsuguł (mong. Хөвсгөл нуур).
Po drodze zachodziło słońca i widoki były cudne.
Jezioro jest naprawdę ładne i warto tam na chwilę zajrzeć.
Jeśli jest dobra pogoda to można miło spędzić czas. Na miejscu jest wiele osiedli gerów do wynajęcia. Mają zwykle wspólne sanitariaty (co prawda na generator prądu). Można też wynająć sobie koniki i pojeździć. Najlepiej nie zatrzymywać się w pierwszej wsi (Chatgal) tylko odbić w lewo i dość dziurawą drogą dojechać po ok. 20km do osiedli gerów. Jest taniej i spokojnie.
We wiosce był nawet sklep. Jak to sklep mongolski, nawet jeśli była lodówka to niepodłączona. Nie było prądu. Nie przeszkadzało to mięsu leżeć tygodniami na wierzchu.
Samo jezioro jest ogromne - ma długość 136 km i szerokość do 36,5 km. Nazywane jest “Małym Bajkałem”.
W międzyczasie doszły nam kolejne kontuzje: wydawało się że dwie skręcone kostki i złamany duży palec od stopy.
Dzień 10
Nad jeziorem była przepiękna pogoda i cały dzień spędziliśmy na większych lub mniejszych naprawach sprzętu, czyszczeniu, praniu, suszeniu, odpoczywaniu i tym na co kto miał ochotę.
Pierwszy raz na wyjeździe motocyklowym poświęciłem trochę czasu na nicnierobienie. Okazało się to naprawdę dobrym pomysłem. Można nabrać sił na drugą część wycieczki a i sprzęty dostały już naprawdę w kość. Np. mój filtr powietrza nadawał się już do wymiany.
Mongolia 2016 - dzień po dniu
- Planowanie Mongolii
- Dni 1, 2 i 3 - dojazd do granicy Rosja - Mongolia
- Dzień 4 - granica
- Dni 5 - 10
- Dni 11 - 15
- Dni 16 - 20