To był jeden z dwóch najładniejszych widokowo dni na Islandii.
pojechałem do środowej części wyspy - początku szutrowego odcinka słynnej drogi F26.
Odległość pomiędzy ostatnią a kolejną stacją benzynową wynosiła ponad 270km. W dodatku po drodze jest kilkanaście brodów z czego niektóre dość głębokie. Czegoś takiego mój motocykl nie przejedzie bez dodatkowego paliwa i ja nie czułem się na siłach przeć samemu przez te brody.
Najpierw drogą F228 dojechałem do krainy położonej wokół jeziora Þórisvatn. Chciałem sprawdzić czy uda mi się dojechać do Veiðivötn. Droga F228 prowadzi przez księżycowe wręcz krajobrazy. Na początku zaczyna się w miarę niewinnie.
Później zaczyna się charakterystyczna wulkaniczna tarka.
Droga coraz bardziej faluje.
Wokół same szczyty pokryte siarką.
No i dalej jedzie się po księżycu.
I trochę po pustyni.
Chwilami czułem, że odpływam.
Niestety nie udało mi się dojechać do krainy jezior Veiðivötn - drogę zagrodził mi szeroki i rwący strumieć (na drugiej co do wielkości pustyni w Europie…). W promieniu 80km nie było żywej duszy (nikogo nie spotkałem też po drodze) i ew. kompiel tutaj mogła skończyć się naprawdę źle. Wróciłem na F26 obiecując sobie, że tu kiedyś wrócę. Wtedy też narodził się w mojej głowie pomysł wymiany samochodu na wyprawówkę.
Dalej w planie była jazda do Landmannalaugar. To wulkaniczny płaskowyż pełen gorących źródeł i fantastycznych krajobrazów. Najlepszy dojazd jest drogą F208. Podrodze było ciekawe połączenie rzek.
Znowu miałem przed sobą ok 80km odcinek szutrowy. Tak naprawdę to “szutrowy”. Droga się fantastycznie (chociaż po płaskim) wiła wśród kamieni, mniejszych i większych wyrw. Ruch był w miarę spory jak na Islandię bo jest to dość popularne miejsce. Widziałem wielu ludzi w osobówkach.
Po drodze zaczął padać deszcz i niestety padało do końca dnia. Jechałem więc kolejne godziny, na stojąco, w deszczaku i z lekko zaparowanym wizjerem. Nie wiedzieć czemu rozpierała mnie energia :)
Droga kończyła się dwoma średnimi brodami - duża część osobówek tutaj odpuszczała. Ja przejechałem (z duszą na ramieniu). To był mój pierwszy bród w Islandii z głębokością powyżej kolan. Poszło bez problemu. Co ciekawe woda była wręcz gorąca! Zgodnie z przewodnikiem w cały regionie woda w strumieniach jest ciepła. Ludzie budują sobie taki mini-tamy z kamieni i kompią się w nich. Oczywiście deszcz w niczym nie przeszkadza.
Na końcu drogi jest też schronisko i na zewnątrz stoją wiaty gdzie można usiąść i zrobić sobie obiad. Udało mi się jeszcze zrobić kilka zdjęć zanim deszcz nie rozpadał się na dobre.
Stamtąd wróciłem na samo południe i postanowiłem następnego dnia odwiedzić Rejkjavik. Niestety nie działało mi ładowarka do aparatu i musiałem kupić nową żeby jeszcze trochę porobić zdjęć.
Goniły mnie burze.
Po krótkim namyśle spałem w małym i przyjemnym miasteczko Hveragerði.
Filmik:
Islandia 2015 - dzień po dniu
- Planowanie Islandii
- Dni 1 i 2 - dojazd do Danii
- Dzień 3 i 4 - na promie
- Dzień 5 - do Asbyrgi
- Dzień 6 - północ
- Dzień 7 - przez interior
- Dzień 8 - środek
- Dzień 9 - południe
- Dzień 10 - południowy-wschód
- Dzień 11 - do wulkanu!